Студопедия — ROZDZIAŁ VII
Студопедия Главная Случайная страница Обратная связь

Разделы: Автомобили Астрономия Биология География Дом и сад Другие языки Другое Информатика История Культура Литература Логика Математика Медицина Металлургия Механика Образование Охрана труда Педагогика Политика Право Психология Религия Риторика Социология Спорт Строительство Технология Туризм Физика Философия Финансы Химия Черчение Экология Экономика Электроника

ROZDZIAŁ VII






 

Pierwszy kwartał pobytu w Lowood wydał mi się wiekiem — i to bynajmniej nie złotym. Przykrą walkę musiałam staczać, by się przyzwyczaić do nowych reguł i zadań. Obawa, że pod tym względem może mi się coś nie udać, więcej mnie dręczyła niż fizyczne trudy i dokuczliwości, chociaż i te były niemałe.

Przez styczeń, luty i część marca leżały głębokie śniegi, a gdy te stopniały, nieprzebyte prawie drogi nie pozwalały nam wyjrzeć poza mury ogrodu, z wyjątkiem tylko gdy musiałyśmy pójść do kościoła; w obrębie jednak tych murów musiałyśmy codziennie spędzać godzinę na świeżym powietrzu. Ubranie nasze niedostatecznie chroniło nas od ostrego zimna: nie miałyśmy wysokich bucików, śnieg wpadał do niskich trzewików topniejąc w nich; ręce bez rękawiczek grabiały i odmrażały się tak jak i nogi. Dobrze pamiętam okropne swędzenie, którego doświadczałam co wieczora, gdy się nogi zaogniły, i mękę wciskania co rano napuchłych, bolących i sztywnych palców w trzewiki. Poza tym szczupła ilość pożywienia była sprawą bardzo ciężką. Przy dobrych apetytach dorastających dzieci dostawałyśmy zaledwie tyle, ile mogłoby utrzymać przy życiu delikatnego chorego. Z tej szczupłości pożywienia wynikło nadużycie, które zwłaszcza młodszym uczennicom ciężko dawało się we znaki: ilekroć wygłodzone duże dziewczęta znalazły sposobność, prośbą lub groźbą wyłudzały od małych ich porcje. Wiele razy musiałam podzielić z dwiema starszymi koleżankami drogocenny kawałek ciemnego chleba dawany nam na podwieczorek, a dopijając odrobinę pozostawionej mi w garnuszku kawy, ocierałam skrycie łzy, które mi głód wyciskał.

Niedziele w zimie były straszne. Musiałyśmy iść dwie mile do kościoła w Brocklebridge, gdzie nasz patron odprawiał nabożeństwo. Wychodziłyśmy zziębnięte, przychodziłyśmy do kościoła jeszcze gorzej zziębnięte; podczas rannego nabożeństwa drętwiałyśmy po prostu z zimna. Za daleko było, by wracać na obiad, wydzielano nam tedy, między rannym a poobiednim nabożeństwem, te same głodowe porcyjki chleba z mięsem.

Po skończonym poobiednim nabożeństwie wracałyśmy odsłoniętą pagórkowatą drogą. Ostry wiatr zimowy, ciągnący od śnieżnych szczytów północy, nieomal zdzierał nam skórę z twarzy.

Przypominam sobie pannę Tempie idącą lekko i szybko wzdłuż naszych chwiejących się szeregów, w płaszczu w kratkę, którym mroźny wiatr trzepotał; ściągała go ciasno dokoła siebie i szła dodając nam odwagi, słowem i przykładem zachęcając, byśmy nie upadały na duchu i maszerowały naprzód „jak dzielni żołnierze". Inne nauczycielki same bywały tak strapione, biedaczki, że nie próbowały nawet nas pocieszać.

Jakże tęskniłyśmy po powrocie do światła i ciepła buchającego na kominku ognia! Ale dla małych dziewczynek i to bywało niedostępne: każdy kominek w pokoju szkolnym otaczał natychmiast podwójny rząd dużych dziewczyn, a za nimi przysiadały na ziemi gromadkami małe, otulając fartuchami zziębnięte ramiona.

Małą pociechę miałyśmy podczas podwieczorku; dawano nam podwójną porcję chleba — całą zamiast pól kromki — z wybornym dodatkiem cieniutkiej warstwy masła; była to uczta, na którą cieszyłyśmy się naprzód od niedzieli do niedzieli. Mnie zazwyczaj udawało się zatrzymać dla siebie połowę tego przysmaku, ale resztę musiałam zawsze oddawać.

Wieczór niedzielny schodził na powtarzaniu z pamięci katechizmu, piątego, szóstego i siódmego rozdziału św. Mateusza, i na słuchaniu długiego kazania, czytanego przez pannę Miller, której niepohamowane ziewanie świadczyło o jej wielkim zmęczeniu. Często zamieszanie podczas tego nabożeństwa sprawiały małe dziewczynki z dwu najniższych klas, które zmorzone snem spadały po kilka na raz z ławek na podłogę, skąd podnoszono je na wpół żywe. Zaradzało się temu przenosząc je na środek sali, zmuszając, by stały aż do końca kazania. Zdarzało się, że nie dopisywały im nóżki i że przewracały się jedne na drugie; wtenczas podpierano je wysokimi krzesłami dyżurnych.

Nie wspomniałam jeszcze o wizytacjach pana Brocklehursta. Pana tego istotnie nie było w domu przez większą część pierwszego miesiąca po moim przybyciu; może przedłużył pobyt u przyjaciela swego, archidiakona; nieobecność jego była ulgą dla mnie. Nie potrzebuję mówić, że miałam powód obawiać się jego przybycia — przybył jednakże.

Pewnego popołudnia (byłam wtedy od trzech tygodni w Lowood), gdy z tabliczką w ręku siedziałam zastanawiając się nad jakimś dzieleniem długiej cyfry, ujrzałam, podniósłszy przypadkiem oczy do okna, przechodzącą właśnie postać. Prawie instynktownie poznałam tę chudą figurę; a gdy w dwie minuty później cała szkoła, nie wyłączając nauczycielek, powstała en masse, nie potrzebowałam patrzeć, żeby się przekonać, czyje wejście w ten sposób witano. Długie kroki przemierzyły pokój szkolny i niebawem obok panny Tempie, która sama także się była podniosła, stanęła ta sama czarna kolumna, która z tak złowróżbnym marsem patrzyła na mnie przed kominkiem w Gateshead. Spojrzałam teraz spod oka na ten twór architektury. Tak, miałam słuszność: to był pan Brocklehurst, w surducie, zapięty na wszystkie guziki, jak gdyby jeszcze dłuższy, węższy i sztywniejszy niż kiedykolwiek.

Miałam powody, żeby odczuć na jego widok przykre zaniepokojenie; aż nazbyt dobrze pamiętałam przewrotne objaśnienia, jakimi pani Reed opisywała mój charakter, oraz obietnicę daną przez pana Brocklehursta, że powiadomi pannę Tempie i nauczycielki o moich wadach i złych skłonnościach. Przez cały czas drżałam przed spełnieniem tej obietnicy, codziennie wyglądałam „tego, który przyjdzie..." i opowie o mojej przeszłości i rozmowie ze mną i odtąd napiętnuje mnie na zawsze jako złe dziecko. A oto teraz zjawił się.

Stał obok panny Tempie; mówił jej do ucha; nie wątpiłam, że odsłania przed nią moje niegodziwości, i z bolesnym lękiem śledziłam jej oczy, spodziewając się, że lada chwila ciemne ich źrenice cisną na mnie spojrzenie pełne wstrętu i pogardy. Nasłuchiwałam także, a ponieważ przypadkiem siedziałam niezbyt daleko, pochwyciłam większość tego, co mówił; treść jego słów uspokoiła na razie mój lęk.

— Przypuszczam, że nici, które kupiłem w Lowton, będą dobre; zauważyłem, że to odpowiedni gatunek do perkalowych koszul, i dobrałem także odpowiednie igły. Niech pani powie pannie Smith, że zapomniałem zapisać sobie igły do cerowania, ale przyślę jej kilka paczek w przyszłym tygodniu; i żeby nigdy, pod żadnym pozorem, nie dawała uczennicom więcej niż po jednej na raz; jeżeli dostają więcej, stają się niedbałe i gubią igły. I chciałbym, żeby wełnianych pończoch lepiej pilnowano!... Będąc tu ostatnim razem, zaszedłem do warzywnego ogrodu i przejrzałem bieliznę suszącą się na sznurach; była tam moc czarnych pończoch w bardzo złym stanie; sądząc po wielkości dziur, nie były one dobrze naprawione zawczasu. Zamilkł.

— Zastosujemy się do pańskich wskazówek — odpowiedziała panna Tempie.

— Dalej, proszę pani, mówiła mi praczka, że niektóre dziewczęta dostawały po dwa czyste kołnierzyki na tydzień: to za wiele; reguła ogranicza się do jednego.

— Zdaje mi się, że mogę wytłumaczyć tę okoliczność, proszę pana. Agnieszka i Katarzyna Johnstone były zaproszone na herbatę w czwartek do znajomych w Lowton, pozwoliłam im więc przy tej sposobności włożyć czyste kołnierzyki.

Pan Brocklehurst kiwnął głową.

— Ach, tak... no, ale proszę, niech się taka sposobność zbyt często nie powtarza. I jeszcze jedna rzecz mnie zadziwiła; znalazłem, robiąc rachunki z gospodynią, że drugie śniadanie, składające się z chleba i sera, zostało dwa razy podane dziewczętom w ciągu minionych dwóch tygodni. Jakże to? Przejrzałem regulamin i nie znalazłem tam żadnej wzmianki o drugich śniadaniach. Kto wprowadził tę nowość i jakim prawem?

— To ja muszę być odpowiedzialna za ten wyjątkowy przypadek — odpowiedziała panna Tempie. — Śniadanie tak było źle ugotowane, że uczennice po prostu nie mogły go jeść, a ja nie śmiałam zostawić ich o głodzie aż do obiadu.

— Niech pani pozwoli. Wiadomo pani, że zamiarem moim w wychowaniu tych dziewcząt nie jest przyzwyczajanie ich do zbytków i dogadzania sobie, chcę z nich uczynić zahartowane, cierpliwe, pełne zaparcia siebie istoty. O ile by przypadkowo apetyt ich doznał zawodu na skutek nie dogotowanej albo przegotowanej potrawy, nie powinno się dawać w zastępstwie czegoś delikatniejszego, co by sprawiało przyjemność podniebieniu. Byłoby to dogadzaniem ciału i paczeniem zadań tej instytucji; przeciwnie, powinno się zdarzenie takie wyzyskać ku duchowemu zbudowaniu uczennic, ku zachęcie, by okazały męstwo wobec chwilowego braku. Krótka przemowa w takich wypadkach byłaby na miejscu; przemowa, w której mądra nauczycielka korzystając ze sposobności wspomniałaby o cierpieniach pierwszych chrześcijan, o torturach męczenników, o napomnieniach samego Pana naszego, który polecał uczniom wziąć swój krzyż i iść za Nim; o Jego naukach, że człowiek nie samym chlebem żyć winien, ale słowem Bożym; o Jego boskich pocieszeniach, że kto głód cierpi i pragnienie dla Niego, szczęśliwy jest. O pani, jeżeli pani kładzie tym dzieciom do ust chleb z serem zamiast przypalonej kaszy, karmi pani, zaiste, ich nędzne ciała, lecz nie myśli, że głodem morzy ich nieśmiertelne dusze!

Pan Brocklehurst znowu przerwał — może pod wpływem nawału uczuć. Panna Tempie patrzyła w ziemię, gdy zaczął do niej mówić; teraz jednak patrzyła prosto przed siebie, a twarz jej, z natury marmurowej bladości, zdawała się przybierać także chłód i twardość marmuru; zwłaszcza silnie zacięte usta i czoło przybrały stopniowo wyraz skamieniałej surowości.

Pan Brocklehurst tymczasem, z założonymi w tył rękami stojąc przed kominkiem, majestatycznie rozglądał się po całej szkole. Nagle mrugnął oczami, jak gdyby napotkał coś, co albo go olśniło, albo raziło jego źrenice; odwróciwszy się, przemówił szybciej niż dotychczas:

— Panno Tempie, panno Tempie, co... co to za dziewczyna, ta, która ma kręcące się włosy? Rude włosy, pani, w lokach na całej głowie? — i wyciągnąwszy laskę wskazał ten okropny przedmiot, a ręka trzęsła mu się, gdy to uczynił.

— To Julia Severn — odpowiedziała panna Tempie bardzo spokojnie.

— Julia Severn! A dlaczego ona albo którakolwiek inna ma loki? Dlaczego wbrew wszelkim przepisom i zasadom tego domu tak się otwarcie stosuje do światowej mody — tu, w zakładzie dobroczynnym, prowadzonym na zasadach Ewangelii — że śmie nosić włosy całe w lokach?

— Włosy Julii kręcą się z natury — odpowiedziała panna Tempie jeszcze spokojniej.

— Z natury! Tak, ale my się nie mamy stosować do natury; ja pragnę, by te dzieci były dziećmi łaski; a na cóż taka obfitość włosów? Mówiłem tyle razy, że pragnę, ażeby włosy czesano gładko, prosto. Panno Tempie, włosy tej dziewczyny trzeba zupełnie obciąć; przyślę jutro golibrodę; ta wysoka dziewczyna, niech jej się pani każe odwrócić. Niech pani powie całej najstarszej klasie, że mają wstać i odwrócić się twarzami do ściany.

Panna Tempie przesunęła chusteczką po ustach, jak gdyby ścierając uśmiech, który na nich mimo woli zagościł; wydała jednakże rozkaz, a pierwsza klasa, skoro tylko zrozumiała, czego chcą od niej, usłuchała. Przechylając się trochę w tył na mojej ławce, mogłam widzieć spojrzenia i miny, jakimi reagowały na ten manewr; szkoda, że pan Brocklehurst nie mógł ich widzieć; byłby się może przekonał, że cokolwiek czyni z zewnętrzną powłoką tych istot, ich wnętrze jest mu bardziej niedostępne, niż sobie wyobrażał.

Przyglądał się odwrotnej stronie tych żyjących medali przez jakieś pięć minut, wreszcie wydał wyrok. Następujące słowa padły jak grom potępienia:

— Wszystkie te koki na czubku głowy muszą być obcięte.

Panna Tempie wyglądała, jakby chciała zaprotestować.

— Ja — mówił dalej — służę Panu, którego królestwo nie jest z tego świata; moim posłannictwem jest umartwić w tych dziewczynach popędy cielesne; uczyć je ubierać się wstydliwie i prosto, a nie chodzić z ułożonymi włosami i w kosztownych szatach. Każda z tych młodych osób przed nami ma włosy zaplecione w warkocze, które tylko próżność uwić mogła; te, powtarzam, należy obciąć; niech pani pomyśli, ile czasu straconego, ile...

W tym miejscu przerwano panu Brocklehurstowi: do pokoju weszły trzy inne panie. Powinny były przyjść nieco wcześniej, żeby wysłuchać wykładu o strojach, gdyż były wspaniale ubrane w jedwabie, aksamity i futra. Dwie młode z tej trójki (ładne panny szesnasto- i siedemnastoletnia) miały popielate filcowe kapelusze, modne naówczas, zdobne w strusie pióra, a spod ronda tych wdzięcznych kapeluszy spadała obfitość jasnych włosów, kunsztownie ufryzowanych; starsza dama otulała się w kosztowny aksamitny szal, obszyty gronostajami, i miała według mody francuskiej grzywkę upiętą z fałszywych loczków.

Panna Tempie z uszanowaniem powitała te damy — panią Brocklehurst z córkami — i przeprowadziła je na poczesne miejsce. Zdaje się, że przybyły one powozem razem z szanownym rodzicem i krzątały się W pokoju na górze, podczas gdy on załatwiał interesy z gospodynią, wypytywał praczkę i dawał reprymendę przełożonej. Teraz zaczęły robić różne uwagi i zarzuty pannie Smith, pod której opieką była bielizna i która sprawowała nadzór nad sypialniami; nie miałam jednakże czasu słuchać tego, co mówiły; inne sprawy zaprzątnęły i przykuły moją uwagę.

Przysłuchując się rozmowie pana Brocklehursta z panną Tempie, nie zaniedbywałam jednakże przezornie osobistego bezpieczeństwa; sądziłam, że dopnę tego, jeżeli tylko ujdę uwagi. W tym celu siedziałam głęboko wsunięta w ławkę i udając, że pilnie jestem zajęta rachunkami, trzymałam w ten sposób tabliczkę, żeby nią twarz zasłonić, i byłabym uszła uwagi, gdyby nie to, że zdradziecka tabliczka jakimś przypadkiem wysunęła mi się z ręki i upadając z hałasem ściągnęła oczy wszystkich wprost na mnie. Wiedziałam, że teraz wszystko przepadło, i schylając się, by podnieść pękniętą na dwoje tabliczkę, skupiłam wszystkie siły, by wytrzymać najgorsze. I przyszło.

— Niedbała dziewczyna! — powiedział pan Brocklehurst i zaraz dodał: — To ta nowa uczennica, jak widzę! — i zanim zdążyłam odetchnąć, mówił dalej: — Żebym nie zapomniał, że mam o niej słówko do powiedzenia.

A potem powiedział głośno, ach, jakże głośne wydały mi się jego słowa:

— Niech to dziecko, które stłukło tabliczkę, wystąpi naprzód!

O własnej mocy nie byłabym się poruszyła; byłam jak sparaliżowana; ale dwie duże dziewczyny, między którymi siedziałam, postawiły mnie na nogi i popchnęły ku strasznemu sędziemu, a wtedy panna Tempie łagodnie poprowadziła mnie do niego i dosłyszałam jej wyszeptane słowa:

— Nie bój się, Jane, widziałam, że to był przypadek; nie będziesz ukarana.

Ten dobrotliwy szept zranił mi serce.

„Za chwilę ona pogardzi mną uwierzywszy, że jestem obłudnicą!" — pomyślałam i zatrzęsłam się od wściekłego gniewu przeciw panu Brocklehurstowi, pani Reed i im wszystkim. Nie byłam Heleną Burns.

— Przynieście to krzesło — rzekł pan Brocklehurst, wskazując na bardzo wysokie krzesło, z którego jedna z dyżurnych właśnie wstała. Przyniesiono je.

— Postawcie to dziecko na nim.

I postawiono mnie na nim; kto mnie postawił, nie wiem; nie byłam w stanie zauważyć szczegółów; wiedziałam tylko, że zostałam podniesiona do poziomu nosa pana Brocklehursta, że znajduję się w odległości jarda od niego i że fala pomarańczowych i fioletowych jedwabnych okryć oraz obłok srebrnych piór rozpościera się i powiewa poniżej mnie.

Pan Brocklehurst odchrząknął.

— Moje panie — przemówił zwracając się do swojej rodziny — panno Tempie, panie nauczycielki i wy, dzieci, czy widzicie tę dziewczynkę?

Oczywiście widziały mnie, gdyż czułam na sobie palący ich wzrok.

— Widzicie, jaka jeszcze jest mała; widzicie, że wygląda tak jak inne dzieci. Bóg łaskawie obdarzył ją takim samym kształtem, jakim obdarzył nas wszystkich; żadne wybitne kalectwo jej nie wyróżnia. Kto by pomyślał, że zły duch znalazł już w niej powolną sługę i wspólniczkę? A jednak z bólem powiedzieć muszę, że tak jest.

Przerwał, a ja zaczęłam opanowywać nerwowe drżenie i czuć, że Rubikon został przekroczony i że mękę, której już uniknąć nie można, należy mężnie wytrzymać.

— Moje drogie dzieci — ciągnął dalej patetycznie czarny, kamienny duchowny — bardzo to smutna i żałosna sprawa; mam bowiem obowiązek przestrzec was, że ta dziewczynka, która mogłaby być jedną z owieczek bożych, jest małym wyrzutkiem; nie członkiem wiernej gromadki, ale przybłędą i obcą. Musicie się jej strzec i musicie unikać jej przykładu; jeśli potrzeba, musicie stronić od jej towarzystwa, wyłączać z zabaw i wykluczać od rozmów z wami. Nauczycielki, musicie czuwać nad nią: nie spuszczajcie z oczu jej uczynków, ważcie dobrze jej słowa, badajcie dokładnie jej postępowanie; karćcie jej ciało, by zbawić duszę — jeżeli, istotnie, to zbawienie jest możliwe, gdyż (język mój zacina się, gdy mam to powiedzieć) ta dziewczynka, to dziecko chrześcijańskiego kraju, gorsza jest od wielu małych pogan, co modlą się do Brahmy i klękają przed Baalem, ta dziewczyna kłamie!

Nastąpiła teraz przerwa kilkuminutowa, w czasie której ja, zupełnie już teraz przytomna, zauważyłam, że wszystkie panie Brocklehurst wyciągnęły chusteczki i przytknęły je do oczu, podczas gdy starsza pani kiwała się naprzód i w tył, a obie młodsze szeptały. „Ach, to szkaradnie!"

Pan Brocklehurst ciągnął dalej:

— Dowiedziałem się tego od jej dobrodziejki, od nabożnej i miłosiernej pani, która zaadoptowała tę sierotę, wychowywała jak własną córkę, a której dobroć i wspaniałomyślność ta nieszczęsna dziewczynka odpłaciła niewdzięcznością tak brzydką, tak okropną, że w końcu szlachetna jej opiekunka widziała się zmuszona odłączyć ją od własnych dzieci w obawie, że zły przykład może zarazić czyste ich dusze; przysłała ją tutaj, aby ją uzdrowić, tak jak dawni Żydzi posyłali chorych do mętnego jeziorka w Betsedzie; a was, panie nauczycielki, pani przełożono, proszę, nie pozwólcie, żeby wody dokoła niej stanęły.

Po tym wzniosłym zakończeniu pan Brocklehurst zapiął najwyższy guzik surduta i szepnął coś swojej rodzinie, która wstała, ukłoniła się pannie Tempie, po czym wszyscy ci wielcy ludzie uroczyście wyszli z pokoju. Odwracając się w drzwiach mój sędzia powiedział:

— Niech ona stoi jeszcze pół godziny na tym krześle i niech nikt się do niej nie odzywa przez resztę dnia.

Tak więc stałam tam, na wzniesieniu; ja, która mówiłam, że nie zniosłabym wstydu stania na własnych nogach na środku pokoju, wystawiona byłam teraz na widok publiczny na hańbiącym piedestale. Co czułam, tego nie opiszą żadne słowa; ale właśnie gdy uczucia moje aż oddech dusiły mi w piersiach, dławiąc i ściskając za gardło, przeszła obok mnie jedna z uczennic; przechodząc podniosła na mnie oczy. Jakież dziwne światło jaśniało w tych oczach! Jakim niezwykłym uczuciem ten promień światła mnie przejął! Jakże mnie to nowe uczucie podniosło! Było to tak. jak gdyby męczennik, bohater, przeszedł obok niewolnika albo ofiary i w przejściu dodał mu siły. Opanowałam grożący mi wybuch nerwowego płaczu, podniosłam głowę, stanęłam silnie na stołku. Helena Burns zapytała pannę Smith o jakiś drobiazg przy swojej robocie, dostała burę, że pyta o takie drobnostki, wróciła na swoje miejsce i znowu uśmiechnęła się do mnie przechodząc. Co za uśmiech! Pamiętam go dobrze i wiem teraz, że był to promień pięknej duszy, prawdziwej odwagi: rozświetlił jej wybitne rysy, jej szczupłą twarz, jej zapadłe siwe oczy jak odblask istoty anioła. A jednak w tej chwili Helena Burns nosiła na ramieniu opaskę „nieporządna"; ledwie godzinę temu usłyszałam, jak panna Scatcherd skazywała ją na obiad z chleba i wody na jutro za to, że poplamiła ćwiczenie przepisując je na czysto. Tak niedoskonała jest natura ludzka! Takie plamy widnieją na powierzchni najjaśniejszych planet, a oczy takie jak oczy panny Scatcherd mogły dojrzeć tylko te maleńkie skazy, ślepe na pełne światło gwiazdy.

 







Дата добавления: 2015-09-04; просмотров: 432. Нарушение авторских прав; Мы поможем в написании вашей работы!



Функция спроса населения на данный товар Функция спроса населения на данный товар: Qd=7-Р. Функция предложения: Qs= -5+2Р,где...

Аальтернативная стоимость. Кривая производственных возможностей В экономике Буридании есть 100 ед. труда с производительностью 4 м ткани или 2 кг мяса...

Вычисление основной дактилоскопической формулы Вычислением основной дактоформулы обычно занимается следователь. Для этого все десять пальцев разбиваются на пять пар...

Расчетные и графические задания Равновесный объем - это объем, определяемый равенством спроса и предложения...

Факторы, влияющие на степень электролитической диссоциации Степень диссоциации зависит от природы электролита и растворителя, концентрации раствора, температуры, присутствия одноименного иона и других факторов...

Йодометрия. Характеристика метода Метод йодометрии основан на ОВ-реакциях, связанных с превращением I2 в ионы I- и обратно...

Броматометрия и бромометрия Броматометрический метод основан на окислении вос­становителей броматом калия в кислой среде...

Лечебно-охранительный режим, его элементы и значение.   Терапевтическое воздействие на пациента подразумевает не только использование всех видов лечения, но и применение лечебно-охранительного режима – соблюдение условий поведения, способствующих выздоровлению...

Тема: Кинематика поступательного и вращательного движения. 1. Твердое тело начинает вращаться вокруг оси Z с угловой скоростью, проекция которой изменяется со временем 1. Твердое тело начинает вращаться вокруг оси Z с угловой скоростью...

Условия приобретения статуса индивидуального предпринимателя. В соответствии с п. 1 ст. 23 ГК РФ гражданин вправе заниматься предпринимательской деятельностью без образования юридического лица с момента государственной регистрации в качестве индивидуального предпринимателя. Каковы же условия такой регистрации и...

Studopedia.info - Студопедия - 2014-2024 год . (0.011 сек.) русская версия | украинская версия